środa, 19 marca 2014

Couchsurfing

Długo mnie tu nie było, i dużo się pozmieniało.
Au Pair za mną, pierwsze kroki w Krk za mną - teraz może być tylko lepiej :)

   W listopadzie byłam odwiedzić moją znajomą - Nancy - którą poznałam w UK. Wylądowałam w Paryżu. Był to szybki, pięciodniowy wypad na spóźniony, zasłużony urlop. Nie wiele myśląc kupiłam bilety , które swoją drogą były tanie jak barszcz - 160zł zapłaciłam za bilety w obie strony, także jak dla mnie bomba :)

Jak było? - zimno było i to bardzo zimno.
Pojechałyśmy dnia 19.11 z rana szalonym busem z Krk, który w niecałą godzinę był na lotnisku w Katowicach. Kierowca jechał jak szalony i nasze bagaże - które swoją droga składały się tylko z małych plecaczków 30x20cm. - cały czas przemieszczały się pod siedzeniami. W końcu uznałyśmy że skoro chcą, to niech sobie "latają" po całym wozie. Zastanawiacie się pewnie jak udało mi się spakować w jeden mały plecak na 5 dni - odpowiem tak : nie było łatwo, motywacją była cena biletu ( która wynosiła 80zł, a dwu krotność tego jeśli wybrałybyśmy podróż z bagażem do 30kg) 

Zdecydowałam że ten wyjazd będzie wyjazdem o obniżonym koszcie. I tak oto wybrałam opcje noclegową - couchsurfing. Dużo słyszałam o tego typu sposobie podróżowania i postanowiłam sama to wypróbować.
Znalazłam ofertę dwóch dziewczyn i oto już miałyśmy koszty wyjazdu obniżone o nocleg.

Po wylądowaniu w Francji czułam się bosko, tak dawno nie leciałam samolotem, nie byłam w innym kraju, że w środku aż wołało do mnie o zmianę otoczenia. Z lotniska kupiłyśmy bilety na autokar, który przez 1h wiózł nas do modowego guru - PARYŻA. Miałam zaciesz jak dziecko w święta. Z nosem przylepionym do szyby oglądałam Francuskie domki i uliczki.
Niestety mój telefon nie chciał ze mną współpracować, więc przez te 5 dni byłam odcięta od rodziny, jak i nie miałam jak dac znać naszym Hostkom o tym że już dotarłyśmy do Paryża i wieczorem nawiedzimy pierwszą z nich. Miałam lekkiego stresa, ale na szczęście  tel. koleżanki działał - i tym samym mogłysmy się porozumieć z resztą świata i obwieść nowinę iż nikt nas nie porwał na ładne oczy :)
                                                                                                                                                                        
Pierwsze godziny spędziłyśmy na spacerze do wierzy Eiffla, następnie było coś na ząb, i poszukiwania adresu naszej pierwszej Hostki. Już pierwszego dnia ogarnęłam jak działa metro :D Byłam jak GPS, cieszyło mnie chodzenie z mapą oraz szukanie poprawnej i najszybszej drogi do celu.
Nasza Hostka okazała się przemiłą 25 letnią dziewczyną, która duuuuużo mówiła z tym słodkim akcentem francuskim. Zostawiła nam klucz do mieszkania i pozwalała wracać o której chcemy. To było moje pierwsze zetknięcie z couchem więc byłam w lekkim szoku jak bardzo zaufała nam Od.

Kolejne dni spędziłyśmy na błądzeniu po uliczkach Paryża, marznąc w deszczu i zajadając pyszne jedzenie.
Na 3 dzień miałysmy zaplanowaną wycieczkę do Wersalu, i tym samym - na gapę w jedną stronę ( nie wiem jak to zrobiłyśmy :P ) objechałyśmy i zwiedziłyśmy piękny pałac. 

U Od. Byłyśmy przez 3 noce, ostatniego wieczoru zrobiła nam tradycyjne naleśniki Francuskie wraz z winem, i tym samym nasze rozmowy toczyły się do późnych godzin nocnych. Od obiecała że nas odwiedzi  i tym samym kilka dni wstecz otrzymałam od niej wiadomość ze zamierza odwiedzić PL i nas ;)

                                                    Tutaj wraz z Od ( w środku )


Czwartego dnia miałyśmy spotkać się z Nancy, przez brak mojego telefonu musiałyśmy liczyć na szczęście w znalezieniu siebię - gdyz nie miałam jej numeru tel.  Cudem odnalazłyśmy się pod wierzą, zmarznięte, szczęśliwe, nie mogłyśmy się nacieszyć swoim towarzystwem. Tak bardzo się stęskniłam.

                                                                                                      Z Nancy



Ostatnią noc w Francji spędziłyśmy u Any. Dziewczyna mieszkała w kamienicy, która była wyjątkowo posh. Jak to określiła moja Nancy : " Dziewczęta to prawdopodobnie pierwszy jak i ostatni raz kiedy to jesteście w takim miejscu. " Po wejściu do kamienicy, naszym oczom ukazał się hol z marmuru, na którego środku był posąg z mosiądzu. Na górę prowadziły kręte schody, echo jak w muzeum. Nie mogłyśmy wyjść z podziwu jakie mamy szczęście. Ana zbiegła z schodów i okazało się ze mieszka na strychu. Z rozmowy wyszło iż  jej babcia ma na własność mieszkanie pod nią i jest to (ponad 200 m2) jej własność. Nasze oczy były jak pięciu-złotówki.


  Wieczorem udałyśmy się na kolacje w stylu Paryskim i tym samym 70 euro nie moje :P

Paryż noca jest przepiękny, oczywiście mogę sobie tylko wyobrazić ilu turystów było by na tych cudownych wąskich uliczkach podczas sezonu, bądź też jak by tylko pogoda była lepsza. Nie lubię tłocznych miejsc. Dlatego mimo złej pogody, bardzo cieszyłam się każdą sekundą spędzoną w tym mieście.


Rano udałyśmy się na nasze prawdziwe śniadanie paryskie, a następnie udałyśmy się na autobus powrotny na lotnisko. Czas pożegnania - odjazd z pięknego miejsca zawsze jest najgorszy, ale już teraz wiem że jeszcze tam wrócę, i będę delektować się każdą  cząstką Paryskiego życia.


Zapomniałam o najważniejszym - wyszłyśmy na 2 kondygnacje wieży o własnych nogach! :D





Za niedługo wrzucę filmik z całego wyjazdu, mam nadzieje że się Wam spodoba ;)



                                                                                                                                            J.

środa, 19 grudnia 2012

Rzeczywistość

Jestem w Polsce już pół roku, i ze smutkiem musze przyznać ze cała moja pozytywna energia - zwiała.
Będąc w UK, moja samoocena, jak i pewność siebie ( w końcu byłam tam zdana na siebie ) były na najwyższym poziomie. Do tego każdy upewniał mnie w tym ze moge być jeszcze lepsza w tym co robie.
Tutaj, dzięki ludziom, boje sie nawet odzywać, żeby nie wyjśc na głupią, bądź nie zrobić błędu.

Moim marzeniem było pracować i szkolić sie w Krk. Tak więc znalazłam mieszkanie, złożyłam papiery na studia i ochoczo zaczęłam szukać pracy. Po miesiącu poszukiwań, ciągle łudziłam się ze ktoś zadzwoni, więc nie traciłam tego mojego ukochanego pozytywnego duszka. Po jakimś czasie dostałam prace w sklepie spożywczym, ale po 2 tyg. zostałam "wywalona" , a powodem było to, że jestem za miła... Ogółem okazało sie ze oni i tak nie chcieli nikogo przyjmować.;/ ( szczerze i tak nie lubiłam tej pracy, użeranie się z pijaczkami plus obgadywanie mnie na zapleczu.. )no więc zaczęłam znów poszukiwania.
Kolejny miesiąc minął... i w końcu zostałam 'strzałką' - zero odpowiedzialności, rozmów,itp. po prostu stanie z kawałkiem drewna w ręce.
Musiałam coś zarobić nie było innego wyjścia jak brać co jest.
Moja samoocena spadała z dnia na dzień, uznałam ze niżej juz upaść nie moge ,a skoro  nikt mnie nie chce nigdzie przyjąć - mimo dobrego ang. musi byc cos ze mną nie tak..
Podczas bycia strzałką uświadomiłam sobie jak bardzo ludzie w PL są dziwni.
Otóż, stojąc na 'strzałce' można sie zanudzić, alternatywą jest czytanie książek, a że ja promowałam księgarnie, to i książki miałam stamtąd. Mogłam czytac angielskie wydania za darmo - jedyny plus :)
I wyobraźcie sobie że ludzie uszczuplali mi mówiąc iż udaje że czytam (?!!), albo że robie świetną reklame czytając akurat książki z tej księgarni, bądź też, jedna panienka mnie zagięła, mówiąc do koleżanki :
- "Ja nie wiem, zawsze kiedy tędy przechodzę oni czytaja książki. Myślisz że tak im każą, czy też sami chcą?"
Meksyk normalnie.
Po miesiącu zwątpiłam, i przez kolejne dwa dalej rozdawałam swoje cv, wszędzie.
I tak jest do teraz.. znalazłam aktualnie 4 dniową pomoc świateczną w jednym ze sklepów, ale to tylko 4 dni. Szału nie ma.

Brak mi mojego pozytywnego duszka, ja chce go z powrotem!


Kiedyś opisze moje zabawne historie z początków podbojów Krk, i resztę przygód z UK, ale aktualnie nie mam na to chęci.

Powodzenia dla wszystkich Au Pair :)

wtorek, 19 czerwca 2012

Szkocja!!


Początkiem kwietnia wraz z Ewą i Martą wybrałyśmy się podczas naszego wolnego tygodnia do Szkocji, a dokładnie do Edinburgh. Po obliczeniu kosztów, zakupie biletów, i zarezerwowaniu hostelu, udałyśmy się w nieznane.
Wyjechałyśmy z Oxfordu o 7-8 rano autobusem, następnie przesiadłyśmy się na pociąg w Birmingham - problem był taki ze nie mogłyśmy znaleśc stacji, a byłyśmy spóźnione.. Po wypytaniu ludzi w końcu trafiłyśmy na nasz tor i biegiem ruszyłyśmy na pociąg. Nie wiele myśląc wskoczyłyśmy w pierwszy pociąg który miał napisane "Edinburgh"z nadzieją że to nasz. Oh jakże się myliłyśmy ..
Na biletach miałyśmy zarezerwowane miejsca, więc skrupulatnie zaczęłyśmy szukać naszego wagonu - który ku  naszemu zdziwieniu nie istniał w owym pociągu. ;o

Nastał czas paniki - wsiadłyśmy do złego pociągu!!

Ponieważ pociąg już jechał, nie mogłyśmy z niego wyskoczyć. Zapytałyśmy się kobietki przy bufecie co nam radzi zrobić - bo my chyba pomyliłyśmy pociągi. Zostałyśmy skierowane do konduktora, który okazał się mega ciachem ( !!! ) nie wiele starszym od nas :D Gość okazał się być litościwy i dzięki niemu nie musiałyśmy płacić dodatkowych 70Ł za bliet... Nie mógł się jednak nadziwić jakim sposobem pomyliłyśmy pociągi. Jak się okazało nasz pociąg z 2 przesiadkami, odjeżdżał 5 minut po tym w którym się znalazłyśmy - jak się okazało był to pośpieszny bez przesiadek. Tym samym dojechałyśmy do celu w 4 a nie 6h i mogłyśmy się cieszyć miastem 2h więcej ;)
Nieźle nie? Ale jak to mówią - czym jest wyprawa bez przygód?






  

Zaraz po zgłoszeniu się w hostelu, udałyśmy się na oględziny miasta, które jest niesamowite!
Na obrzeżach znajduje się punkt widokowy -  wejście na sam szczyt zajęło nam 2h! nie miałyśmy tego w planach, jednak widoki zapierały dech i były warte 2 h wspinaczki :)











Po wyczerpującej wędrówce był czas na relax w jednym z pubów, a później odkrywanie miasta nocą wraz z Martą - Ewa była zmęczona i wróciła do hostelu.







c.d.n. :)

piątek, 16 marca 2012

Powracam - chyba :P

Nie było mnie tu łohoho i jeszcze trochę ... Jakoś tak schodziło mi z pisaniem, a to mi sie nie chciało , a to nie miałam czasu . Teraz go mam, bo Host ma gość i uznał ze mi da wolne, szkoda ze oznajmił mi to troche za późno.. a nie ważne. Co u mnie? hm dobre pytanie. Byłam w PL na święta, potem wróciłam. Na lotnisku pani mnie przeszukała z nadzieją że przemycam coś dobrego. Niestety - sie rozczarowała, a ludzie mieli o czym gadać xD

Po powrocie, starałam sie znaleść prace - zonk, poszłam do szkoły i zdałam egzamin E3,teraz walcze o level 1 :D - trzymta kciuki - :)

Za nie długo jade do Szkocji z Martą i Ewą. Chciałam do Barcelony, bo też w takiej samej kwocie bysmy sie zmieściły. Ale nie wyszło :(
Aktualnie jestem sama z Hostem i dziećmi, gdyz Hostka wyjechała na narty... Dajemy rade.

Za 3 miesiace z hakiem jestem w domu. Już definitywnie, trzeba sie zabrać za życie, może mnie zgniecie i wyżuci do kosza, a może da mi szanse na oderwanie sie od monotonności. Chcę to drugie - mam swoje marzenia, swoje cele, i chce je spełniac i dokonywać tego co niedokonalne i niedorzeczne.
Nie chce być tam gdzie inni wylądowali, chce sie usamodzielnić i jesli dostane po dupie, trudno - jak byłam mała, zdarzyło się to nie raz  :)
 Brzmi jak nie ja , możliwe, czasem zbiera mnie na głębsze myślenie.

A właśnie ostrzeżenie dla wszystkich planujących wyjazd do UK
Strzeżcie sie jedzenia! - wróg numero uno! :D


Ja teraz walcze co by powrócić do stanu normalności ;P

 Moje cupcakes'y
:)

środa, 7 grudnia 2011

Party time ;)

Kocham chodzić na imprezy, uwielbiam się wystroić i wczuć w klimat ;)
Dzięki Ewie nie musze narzekać na brak rozrywek - trafiła mi się au pair ideał ;]
 Imprezy w Oxfordzie to , hmm.. jak by to ująć.
Przedstawie to tak  :

minusy 
  dziewczyny mają stylizacje na " bierz mnie, czekam w WC " szczerze, po pierwszej imprezie, zastanawiałam sie czy coś ze mną jest nie tak .. -,-
Drinki , piwo , drogie, drogie i jeszcze raz drogie!
imprezy kończą się o 3 nad ranem, nie ma przebacz,mimo że ludzie nadal sie chcą bawić... chyba to mnie najbardziej zdziwiło
zdarzają sie przypadki typów którzy na gwałt szukają rozrywki, mowa tu w szczególności o facetach pochodzących z Iraku, Iranu i tych okolic.. Miałam sytuacje, gdy taki jeden element, kiedy zaczaił że ja nie na numerek, znalazł sobie inną panne w kilka minut, po czym starał się mi uzmysłowić jaki to błąd popełniłam, odrzucając takiego ogiera ;]

plusy

Dobra muzyka :D
Kultura, mianowicie wszystko pod kontrolą :)
Angielscy studenci ;];];] hahaha Jako ze Ox, to i studenci.
 Można pójść do Pubu, w którym również można potańczyć, w tedy nie trzeba płacić za wejście a i pobawić można dobrze ;)


No i to tak, że sie wyrażę - Szelman luuubić :D
To tylko takie moje skromne zdanie na ten temat.





Juz 7 grudnia , a ja notki z października dodaje uhhhhh... 

czwartek, 1 grudnia 2011

Spotkanie Au pair

Dnia któregoś było organizowane spotkanie au pair, tym razem bonus- wszyscy mogli przyjść.
hahaha nie muszę pisać że był to.... niewypał ;o
Przyszła masa ludzi, a organizatorka sie nawet tego nie spodziewała, co lepsze okazała sie totalną egoistką, która zalazła mi za skórę - nie ważne.
I na bezczelnego wielce mnie na Fc zaprosiła, ja przepraszam w tym momencie się wyżalę JA NIE CHCIEĆ OSÓB Z KTÓRYMI W ŻYCIU NIE ZAMIENIŁAM SŁOWA.( no dobra z nią zamieniłam ) ale jej nie lubię. ot co.
Dobra, na spotkaniu poznałam nowe osoby, w tym Kelly - z Australii, i Maye z Hiszpanii.

Po zjedzeniu lunchu nadzeszł czas na sweet foty :P
Szelman wyciągnął swój sprzęt, ale po krótkim czasie go schował, gdy jedna z niemek wyszła mu na przeciw ze swoją lufa na 10 cm ;o 

Potem ku zbulwersowaniu przewodniczącej udałyśmy sie na piwo i jej zdziwienie:
- "idziecie na piwo o 2 po południu???! " 
- "yup"

Agrrr pinda społeczna.






                              Zdjęcie powyżej ukazuje najlepszą au pair na swiecie - organizatorkę.



czwartek, 24 listopada 2011

Praca

W między czasie tych wszystkich spotkań zawzięcie szukałam dodatkowej pracy. Oczywiście często byłam odsyłana z kwitkiem i z miną  - z drogi bo zabije. ;/
Niestety obeszłam wszystkie sklepy w mieście, i kawiarnie, zero odzewu.. Miałam małego doła, bo liczyłam na dodatkowy zarobek. Do sprzątania domów wracać nie chciałam, ale znów brak funduszy dawał o sobie znać.
W końcu któregoś dnia moja Hostka wypaliła z tekstem ze mam zabrać cv i ona zabiera mnie na wycieczke po pobliskich pubach, co bym sie im pokazała. Nic to -  myśle, w życiu w pubie nie pracowałam, bo ze wsi małej jestem, wiec nie wiedziałam co mnie czeka. W kilku zabrali moje papiery, ale bez żadnego Wow, W końcu pojechałyśmy do pobliskiej wioski i ... od razu po spotkaniu tel. i pierwsza wizyta próbna. Oczywiście byłam mega podekscytowana, praca, kasa, prawdziwe pieniądze -  nie to co marne70Ł na tydz.
Niestety , mimo pierwszego dnia zaliczonego na 6 z +, to kolejne były już tylko gorsze. Zero profesjonalizmu, zero zapłaty, zero życzliwości ze str. współpracowników. o.O Czułam sie tam źle.Traktowali mnie jak o, taka sobie, polke, co można zgnoić. ;/  W końcu gdy po 4 przepracowanych weekendach , bez zapłaty, którą mieli mi dać i bez napiwków, (które sama zarobiłam, ludzie sa hojniejsi gdy wiedzą ze to Twój pierwszy raz ^^ ) za porada mojej hostki, powiedziałam im "dziękuje".
A to co miałam stracha. Do tego kobita nie mogła pojąć dlaczego chce sie od nich wynieść, i kto wie może i bym miała prace do tej pory, pieniądze, kóre miałabym odłożone na mój wymarzony Krk... Ale nie o to chodzi zeby sie dać traktować jak ostatnią, tylko po to by zarobić coś więcej.
Nie będe sie denerwować z powodu idiotów. Ot co.


Na tym moja przygoda z pubami i licznymi restauracjami sie skończyła.